niedziela, 17 marca 2013

Lunapark


Lunapark

Widziałem cię przy karuzeli. Miałaś piękne, czarne włosy do pasa i kolorowego lizaka. Światełka białych koników świeciły wokół jak aureola, a twoje ręce, opatulone w wełniane rękawiczki były jeszcze wtedy delikatne i miękkie.

Nie wiem ile zabrałem ci lat, ile zabiłem uśmiechów ani jak wielki zdławiłem bunt.

Byłaś dla mnie bardzo słodka, za słodka. I zbyt lekko kruszyłaś się pod językiem.

Pamiętam że we włosy wplecione miałaś koraliki w kolorach ziemi i krwi. I obgryzione paznokcie pociągnięte zieloną farbą. Podszedłem do ciebie blisko, bliżej niż tego chciałaś i otarłem o twoje futro. Nosiłaś futro z białej foki. Twój fioletowy kamień oplatający palec błysnął mi prosto w oczy.

I śmialiśmy się razem, choć ty czerpałaś przyjemność z wchodzenia w szczeliny i wszystkie dziury w ziemi. Wlazłaś za płot po zaplątane balony i po murze przekroczyłaś lunapark. Złapałem cię na dachu jednej z sąsiednich kamienic, kucającą ze wzrokiem wbitym w małe, zagubione w śmiechu i sztucznych ogniach, dziecko.
Byłaś taka wielka tamtej nocy i brakowało ci tylko skrzydeł albo serca z rzędem błyszczących, kolorowych promieni.
Powiedz, skąd mogłem wiedzieć.
Przecież zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia. I nigdy nie chciałem zakopać cię żywcem.

Nazwałaś to potem nocą swojego życia. Teraz kiedy rozmawiamy przy kawie i chrupiemy pierniki, nie możesz powiedzieć tego, co mogłaś wykrzyczeć wtedy. Nazywasz to więc nocą swojego życia i mechanicznie pocierasz czoło.
Ale tego raczej nie da się już zmazać.

I dziwię się, że dalej ze mną rozmawiasz, podziurawiona taka. Zmarszczki, puste oczy i palce. Ale kiedy wyciągam rękę, ty również ją wyciągasz.
Często wracam w myślach do świateł wesołego miasteczka.
I zastanawiam się, kogo wtedy zabiłem.

Bo wiem na pewno, że były jakieś trupy.
G.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz