Głuszenka wpatruje się w wiązkę światła wędrującą wzdłuż ścian.
Światełko zarysowuje kształty pokoju, krąży wzdłuż kątów i jego załamań. Określa kwadrat sufitu, zakreśla profil ścian.
Nasza bohaterka wpatruje się cicho. Jest oniemiała i traci dech. Jej uważność przekracza granice rozsądku. Dobrze wie, że dzieje się coś ważnego.
Momentami wiązka zdaje się słabnąć i mruga - jakby na pożegnanie. Wtedy też traci swą powolną godność, by błyskawicznie - jak w szale - rysować ciąg hieroglifów i mandal, kreślić patyki run, ostre twarze przodków czy sylwetki fantastycznych zwierząt.
Głusza dostrzega wilka, sarnę i nosorożca,
wyławia oko horusa, jednorożca i panteon Norn.
wyławia oko horusa, jednorożca i panteon Norn.
Ostatecznie światełko ląduje na jej czole a ta, momentalnie i z wyraźną ulgą, zasypia.
Teraz wędruje po białej jak śnieg pustyni. Jest sama a niebo śpi, puste. Biel spopiela krajobraz. Głusza wie, że to, co może zobaczyć, stanowi fatamorganę. Bawi się w kształty i barwy, ubiera myśli w emocje, pozwala emanować pragnieniom. Permanentna monotonia jej ograniczonych zachcianek zaczyna ją nużyć. Staje więc pośród ciszy i pozwala by obrazy przesuwały się bez oporu. Gdy osiągają zenit nieuważności, nikną.
Przywołana, zewnętrzna nicość szybko dociera do ciała Głuszenki a ta traci poczucie jego konturów. Zaczyna zastanawiać się nad zakończeniem.
(Bezpieczniej skupiać jednak myśli.
Pewniej koncentrować uwagę.)
Uważnie segreguje teraz palce u stóp i dłoni i wtedy dokonuje niemałego odkrycia. Pomiędzy jej dwoma żebrami kryje się mała dziewczynka. Niby serce grzeje się pod jej piersią, a dostrzeżona, nabiera rumieńców. Głusza oddycha głęboko.
Wtedy budzi się i ciężko otwiera oczy.
Widzi ciemność wyraźnie.
Dobrze rozpoznaje pokój, ciężki koc i swój strach.
I nie wie wcale (choć może już podejrzewa) o nikłej, białej wiązce pracującej ciężko
wśród smutnych, nocnych wydm
jej suchego czoła.